Mateusz Piesiak (rocznik 1996) to utalentowany fotograf dzikiej przyrody z Wrocławia. Ukończył automatykę i robotykę na Politechnice Wrocławskiej, ale pracuje jako projektant stron internetowych i profesjonalny fotograf.
Na swoim koncie ma wiele prestiżowych wyróżnień, w ubiegłym roku odebrał w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie nagrodę Wildlife Photographer of the Year - Rising Star Portfolio Award, a w tym roku Highly commended za zdjęcie mewy wykonane podczas huraganu na Islandii.

Nagrody Wildlife Photographer of the Year i gala w Londynie
W 2023 r. w konkursie wzięło udział prawie 50 tys. zdjęć z 95 krajów.
W zeszłym tygodniu odbyła się gala rozdania nagród Wildlife Photographer of the Year w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Specjalnie na tę okazję muzeum zostało podświetlone, a w środku, w głównej sali pod słynnym szkieletem wieloryba, ustawiono okrągłe stoły.
- W połączeniu z oprawą dźwiękową i świetlną oraz prowadzeniem gali przez Chrisa Packhama - brytyjskiego prezentera BBC, całość robiła niesamowite wrażenie. Dodatkowo każdy musiał przyjść w stroju galowym, co raczej nie jest zjawiskiem powszechnym, jeżeli chodzi o “strój roboczy” fotografa przyrody – napisał Mateusz na swoim Facebooku.
Jak powstało nagrodzone zdjęcie mewy z Islandii?
Wyróżnione w konkursie zdjęcie mewy bladej zrobił zimą na Islandii. Pojechał tam z tatą na dwa tygodnie, głównie z myślą o fotografowaniu lodowców i zorzy polarnej, ale także zwierząt. Ich bazą noclegową było auto.
- Zawsze śpimy w aucie. Dla mnie to duże ułatwienie, jeżeli chodzi o fotografię, ponieważ możemy być elastyczni. Natomiast w zimie na Islandii jest zimno i spanie w aucie nie należy do przyjemniejszych. Wtedy pamiętam spaliśmy w podwójnych śpiworach, cali poubierani w czapki, polary itp. A i tak nie było ciepło - opowiada.

Pewnego dnia zaczął dostawać wiadomości na Instagramie i Facebooku o rzekomym huraganie, który zbliża się w kierunku Islandii. Pomyślał, że jeżeli Islandczycy są zaniepokojeni wiatrem, to znaczy, że już jest naprawdę źle.
- Bo np. taki wiatr, który w Polsce urywa głowę, na Islandczykach nie robi najmniejszego wrażenia - oni to mają na co dzień - mówi fotograf. - Natomiast wtedy wszędzie były informacje, żeby się schować do domu i nie podróżować. Niektórzy zabijali nawet deskami okna. I w tej miłej atmosferze przyszło nam dalej jechać autem, czekając na to, co będzie.
Mewa podczas huraganu na Islandii
Wiatr wzmagał na sile, ale apogeum miało być dopiero w nocy. W ciągu dnia zatrzymali się nad wybrzeżem. Fale były naprawdę ogromne i robiły niesamowite wrażenie. Pomiędzy nimi latały mewy, które raz się pojawiały, a raz znikały za spiętrzonymi bałwanami.
Po zachodzie słońca tamtego dnia udali się z tatą w stronę campingu, żeby tam przeczekać noc i huragan. Wiatr już wiał na tyle mocno, że podmuchy zarzucały autem, a śnieg który został nawiany na drogę kompletnie ją rozmywał z wszechobecnym białym krajobrazem. Tylko słupki, rozstawione co kilkanaście metrów ratowały sytuację, choć w nocy i w zamieci śnieżnej widoczność była tak słaba, że ledwo widać było kolejny - relacjonuje Mateusz.
Dojechali na camping, jeden z największych w Islandii. Ich auto było tam jedyne. Na campingu spotkali służby pomagające turystom. Dzięki nim noc spędzili w wiacie, gdzie zaparkowali samochód. Mimo że wiata odgradzała ich od wiatru, nie zmrużyli oka. Wiatr bujał samochodem na wszystkie strony. W szczycie wiało powyżej 200 km/h. Następnego dnia wiatr na szczęście się uspokoił.
Mateuszowi gratulujemy nagrody i życzymy kolejnych ciekawych wypraw z aparatem!