Szczepan Radzki: Wiesz, że zawiedliście kibiców?
Adrian Mroczek-Truskowski: Wiem i nie mam na to żadnego usprawiedliwienia. Po pierwsze oczekują zwycięstw, a po drugie jak gramy z Anwilem to oczekują... zwycięstw. Stwierdzenie, że zawiedliśmy to nawet za mało.
Szykujecie jakieś zadośćuczynienie?
- Najlepszym będą zwycięstwa w kolejnych meczach, z Siarką na wyjeździe, z Polpharmą u siebie i tak dalej.
Rozmawiamy kilka dni po meczu z Anwilem, jak podsumujesz to spotkanie na chłodno, bez emocji?
- O przebiegu meczu zaważyła pierwsza kwarta, ale to wszyscy widzieli. To banał mówić, że nie graliśmy swojej gry, ale tak było. Anwil zmusił nas do zmiany ataku. Po korektach i uwagach trenera staraliśmy się wrócić do pierwotnego stanu, ale jak nie idzie w ataku, to trzeba nadrabiać w obronie. Nam zabrakło determinacji i energii w takim prostym elemencie jak gra jeden na jeden.
Czy wam trzęsły się ręce?
- Nie chcę tak mówić. Mieliśmy delikatną tremę, respekt do tej rywalizacji. Trener chciał, żeby te złe nerwy i emocje przekształciły się w dobre, żeby to było mobilizujące. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że takie rzeczy się zdarzają, bo to pierwszy mecz, pełna hala, media.
Rzucaliście z czystych pozycji, to nie były wymuszone rzuty, przez ręce, przy obrońcy. Piłka po prostu nie wpadała do kosza. Co oczywiście nie jest usprawiedliwieniem.
- Nie jest, bo powinna wpadać, skoro rzucaliśmy z czystych pozycji. Niektórych z tych rzutów nie chcieliśmy, ale koszykówka w tych czasach wygląda tak, że trzeba szukać partnerów na wolnych pozycjach. Teoretycznie wszystko było fajnie, ale basket to taka gra, w której chodzi o to, aby jedno pomarańczowe przeleciało przez drugie.
Nie jest dla was kłopotem to, że trenujecie w hali, w której nie gracie?
- Proszę cię, przecież jak jedziesz na wyjazd, to jest tak samo, też w tej hali nie trenujesz. Widziałem mecze, gdzie goście trafiają po kilkanaście trójek. Ten kosz wisi w każdej hali na tej samej wysokości, linie są w takiej samej odległości od kosza.
- A perspektywa nie ma znaczenia? Inaczej rzuca się w hali gdzie sufit jest niżej, a inaczej w tej, gdzie trybuny są daleko.
- To też nie ma znaczenia. Często rozmawiamy z Pawłem Kikowskim o różnych halach, o rzucaniu w nich. Jak rzuca się od 15 lat do kosza i stwierdzasz, że coś ci nie leży, bo za koszem ludzie, bo światło nie takie, to jest to słabe. Profesjonalny koszykarz dostaje pieniądze za to, żeby m.in. trafiać do kosza. To nie jest wytłumaczenie, że piłka jest niedopompowana, czy cokolwiek innego. Wystarczy kilka chwil na rozgrzewce, żeby przyzwyczaić się do piłek, do kosza.
Co powiedział wam trener po meczu z Anwilem?
- Powiedział nam, że to nie jest ta drużyna, która trenowała dwa miesiące, że trzeba mieć w świadomości dla jakiego klubu gramy, dla jakich kibiców. Mówił też, że musimy grać z jeszcze większą determinacją i zaangażowaniem niż przeciwnicy, że to musi być widać na parkiecie.
Myślicie jeszcze o tej porażce z Anwilem, czy już o niedzielnym meczu z Siarką?
- Porozmawialiśmy w poniedziałek rano o tym co się stało, trener przeanalizował sytuację, powiedział co chciałby, żeby uległo zmianie i od analizy tych błędów rozpoczęliśmy przygotowania do niedzielnego meczu z Siarką.