Piłkarze Śląska nadal są bez zwycięstwa w rundzie rewanżowej. Dziś bezbramkowo zremisowali z Widzewem w Łodzi 0:0. To już czwarty, kolejny mecz, w którym do siatki rywali nie może trafić Marco Paixao.
Końcówka roku jest niepomyślna dla piłkarzy Śląska. Mecz z Widzewem był już piątym, który wrocławianie rozegrali w rundzie rewanżowej sezonu zasadniczego i żadnego z tych spotkań nie potrafili wygrać (3 remisy i dwie porażki).
- Marco strzela, ale to my pracujemy na to, by miał dogodne sytuacje. Jeśli mu ich nie stwarzamy, to on nie może zdobywać goli - próbował tłumaczyć nieskuteczność Paixao, Sebastian Mila. Kapitan Śląska broni swojego kolegi z drużyny, prawda jest jednak taka, że „portugalska maszynka do strzelania goli” po prostu się zacięła. Paixao ostatnią bramkę strzelił 10 listopada z rzutu karnego w zremisowanym przez Śląsk meczu Koroną Kielce. Ostatnią bramkę z gry zdobył natomiast 31 października w wygranym przez wrocławian 4:0 meczu z Podbeskidziem.
Wbrew słowom Mili dziś on i jego koledzy stwarzali Portugalczykowi sytuacje do zdobycia bramek, ale ten je seryjnie marnował. Mógł a nawet powinien pokonać bramkarza Widzewa w pierwszych minutach obu części dzisiejszego meczu, a także wtedy gdy został sam i bardzo niecelnie główkował oraz w samej końcówce, kiedy uprzedził Macieja Mielcarza, ale kopnął tak słabo, że Rafał Augustyniak dopadł piłkę jeszcze przed linią bramkową.
Trener gospodarzy tak bardzo bał się Portugalczyka, że wystawił przeciw niemu linię obrony złożoną aż z trzech stoperów: Augustyniaka, Krystiana Nowaka i Jonathana Pereza. Mimo to Paixao dość często uwalniał się spod ich opieki. Cóż jednak z tego, skoro do siatki już nie trafił.
Nie udała się także ta sztuka nieźle grającym dziś skrzydłowym: Sylwestrowi Patejukowi i Sebino Plaku, chociaż każdy z nich przynajmniej raz był w sytuacji, w której wystarczyło dostawić nogę i piłka wylądowałaby w siatce.
Śląsk posiadał dużą przewagę (60 procent posiadania piłki) i aż 20-krotnie wrocławscy piłkarze uderzali na bramkę rywali. Jednak tylko dwa razy były to strzały celne. Najbliższy zdobycia gola był dobrze dysponowany tego dnia Dalibor Stevanović, ale po jego uderzeniu Mielcarz odbił piłkę na poprzeczkę.
Widzew ani razu poważniej nie zagroził Marianowi Kelemenowi. Dobrze grał wrocławska obrona powstrzymując dwóch napastników łodzian: Eduardsa Visniakovsa i Alena Melunovicia, - W obronie nieźle gramy, bo nie dopuścilismy ich napastników do żadnej sytuacji. Mamy przewagę, ale musimy zagrać w II połowie skuteczniej - mówił w przerwie meczu stoper Śląska Rafał Grodzicki. Niestety jego życzenia się nie spełniły.
A najbliższy zaskoczenia Kelemena był obrońca Śląska Krzysztof Ostrowski, który główkował tak nieszczęśliwie, że piłka odbiła się od spojenia słupka z poprzeczką. Dobrze, że nie leciała kilka centymetrów niżej.
ANDRZEJ LEWANDOWSKI
WIDZEW ŁÓDŹ - ŚLĄSK WROCŁAW 0:0
Sędziował: Krzysztof Jakubik (Siedlce). Widzów: 2500.
WIDZEW: Mielcarz - Augustyniak, Perez, Nowak - A. Visnakovs, Kasprzak, Okachi, Batrović (78. Rybicki), Kaczmarek – Melunović (70. Mroziński), E. Visnakovs (90. Staroń) ŚLĄSK: Kelemen - Ostrowski, Grodzicki, Kokoszka, Dudu - Stevanović, Kaźmierczak - Plaku, Mila (83. Cetnarski), Patejuk - Paixao
Żółte kartki: Nowak, Kasprzak, Augustyniak – Kokoszka, Dudu.