Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
Co ciągnie detektywa nad akwen? Chce mieć blisko do wody… A wędkarza? To samo i więcej. – Spokój, cisza, okazja do znalezienia chwili odpoczynku, pozytywnych myśli, koncentracji, a także ryby oczywiście – odpowiada 52-letnia Dorota Komosa, mieszkanka Wrocławia, która we wrześniu przywiozła dwa medale z rozegranych w Sevilli mistrzostw Europy osób niesłyszących w wędkowaniu.
Dziadek z Mazur łowiący ukleje
Pasję obudził w niej dziadek, dawno temu na Mazurach, w okolicach Mrągowa. Młoda Dorota z zaciekawieniem patrzyła na przynoszone przez niego ryby. Zastanawiała się, skąd się biorą.
Pewnego dnia dziadek wyszedł z domu, a wnuczka poszła za nim. Widziała, jak kopie robaki. Zdobyli przynętę, usiedli razem nad wodą. Dziadek pozwolił jej spróbować, pokazał, jak zarzucać. Spodobało jej się.
Od tego czasu chodziła z nim, by poznawać arkana sztuki wędkowania, mimo że mamie niezbyt się to podobało. Obawiała się, że córka wpadnie do wody i coś się stanie. Przezornie mówiła, że to zajęcie dla dorosłych.
Nauczyciel Doroty nie był jedynym dziadkiem ze wschodnich stron, który przynosił do domu wiadra uklejek. Idąc w jego ślady także zaczynała od łowienia tych ryb. Później ćwiczyła już samodzielnie.
Nauczyła się jak mało kto i dziś jest dumną mistrzynią i wicemistrzynią Europy.
W międzyczasie była u kuzynki w Szwecji. – Siadałyśmy nad wodą i rozmawialiśmy prawie tylko o rybach – wspomina. – Dziś nie wyobrażam sobie życia bez wędkowania. Czasami trenuję z koleżankami. Najczęściej wyciągam ukleje, leszcze, płotki, okonie. Kiedyś na zawodach złapałam piętnastokilogramowego karpia – dodaje.
Do Wrocławia przeprowadziła się 22 lata temu. Z czasem zaczęła zgłaszać się na zawody. Nie tylko dla osób głuchych. Często staje w szranki z wędkarzami słyszącymi i w takich konkursach też zajmowała miejsca na podium lub tuż pod nim. – Lubię z nimi łowić, bo wędkarzy niesłyszących jest niewielu, mimo że to nie jest ograniczenie w wędkowaniu – mówi mistrzyni.
Spławik nie zdążył wyschnąć po mistrzostwach Europy, a Dorota już cieszy się pucharem za drugie miejsce w kategorii kobiet w zawodach Grand Prix Okręgu o Puchar Lata w Boguszycach na Dolnym Śląsku (2 października). Na koncie ma srebro także z ogólnopolskiego Grand Prix. – I wiele innych nagród lub sukcesów – zaznacza Krystyna Węgrzynowska, tłumacz języka migowego, która jeździ z Doris na zawody.

Szczęśliwe żółwie z hiszpańskiej rzeki
Zwycięstwo na wrześniowych mistrzostwach Europy osób niesłyszących to bez wątpienia jej największy sukces.
Startowała w dwóch konkurencjach na rzece: spławikowej i feederowej (feeder to metoda połowu polegająca na dostarczaniu zanęty w obszar łowienia za pomocą koszyczka oraz obserwacji brań poprzez drgania szczytówki wędziska).
W spławikowej była najlepsza, w feederowej przegrała tylko z… Beatą Urban spod Bolesławca, która w spławikowej zajęła miejsce drugie, ustępując wrocławiance o zaledwie kilka gramów. Panie zamieniły się więc na najwyższych stopniach podium. Co dwie mistrzynie i wicemistrzynie Europy z Dolnego Śląska, to nie jedna!
Polki pokonały około 30 uczestników – kobiet i mężczyzn – reprezentujących różne kraje, w tym Hiszpanię, Włochy i Rumunię.
W zawodach tego typu wygrywa wędkarz, który przez określony czas złapie najwięcej kilogramów.
Mistrzostwa Europy były dwudniowe. Każdego dnia jedna sesja trwająca cztery godziny, poprzedzona dwugodzinnym przygotowaniem. Na spławik Dorota Komosa złapała w sumie 11 kilogramów ryb i… dwa żółwie! Skorupiaste gady połasiły się na robaki. Wszystkie złowione na zawodach ryby (i żółwie) są oczywiście wypuszczane. – Pierwszy raz wędkowałam na rzece, w której ryby są tak mocne, silne i skaczące. Zupełnie inaczej niż w Polsce – wspomina mistrzyni.

Zawody w hiszpańskiej Sevilli były czwartymi mistrzostwami Europy dla osób niesłyszących. Poprzednie edycje odbyły się w Słowenii, we Włoszech i w Polsce.
Dorota Komosa po raz pierwszy wystartowała w Italii, co oznacza, że w jej przypadku sprawdziło się powiedzenie: do trzech razy sztuka! Kolejne mistrzostwa zaplanowano znów na Półwyspie Apenińskim.
Po zawodach był czas na zwiedzanie miasta, wyjazd nad morze i na Gibraltar. Po drodze do domu odwiedziły Barcelonę.
Zrzutka na samochód i na paliwo
Wszystko to nie byłoby możliwe bez wsparcia fundatorów. Większość pieniędzy zebranych w sieci przeznaczona została na wynajęcie i zatankowanie busa.
W kilka dni, rzutem na taśmę, udało się pozyskać ponad dziesięć tysięcy złotych potrzebnych na wyjazd. – Wielkie słowa uznania należą się Marcie Witesze i Radkowi Miturze, którzy zorganizowali zbiórkę. Nadrukowałam ich nazwiska na koszulce, w której wystartowałam – dziękuje Dorota Komosa. – O wariancie zbiórki w internecie powiedziała jej koleżanka ze szkoły, z którą zobaczyła się we Wrocławiu po trzydziestu latach – dodaje równie wdzięczna Krystyna Węgrzynowska.
Jesień już przyszła, za nią zima, więc mistrzyni rzadziej będzie chodzić nad wodę. Ma jednak inną pasję. Tak… można by ją opisać, ale zdecydowanie lepiej ją obejrzeć.
Show Bonny Hill & Doris to profil na Facebooku ze skeczami z Doris w rolach tytułowych. W jednym z nich, pod tytułem „Tańczący ze skrzydłami”, aktorka ma wielkie uszy, a za nimi skrzydełka z mięsnego. Filmowe skecze ogląda ponad dwa tysiące obserwujących.
Dorota Komosa we Wrocławiu mieszka na Gądowie Małym. Pracuje w firmie robiącej nadruki na koszulkach. Wybrała to zajęcie, ponieważ w dzieciństwie lubiła malować i była dobra w dobieraniu oraz mieszaniu kolorów. Na mistrzostwach w Sevilli wrocławianka z pasją perfekcyjnie wymieszała złoty ze srebrnym. Przypadek?