Jest lato 1944 rok. Sowieci zostali powstrzymani na linii Wisły, a Niemcy podejmują decyzję o stworzeniu miast-twierdz, w tym Festung Breslau. Jaka była intencja pomysłodawców tego zabiegu? Jakim innym miastom wyznaczono te funkcję?
Niemcy znaleźli się przed pytaniem co dalej, ponieważ jednocześnie działania zbrojne na zachodzie Europy doprowadziły do przełamania tak zwanego Wału Atlantyckiego. Alianci przebili się z Normandii w głąb Francji, ruszyli na Paryż i na Brukselę. III Rzesza w kilka miesięcy zbliżyła się do przepaści. Dlatego Niemcy zmobilizowali wszystkie rezerwy, które później zostaną wykorzystane w nieudanej operacji ardeńskiej w końcu 1944 roku. To na Zachodzie.

A co na Wschodzie? Szefem sztabu Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych (OKH) jest wówczas generał Heinz Guderian. To on wymyśla koncepcję tzw. szańców wschodnich i wydaje zarządzenia o ich budowie. I w tle koncepcji szańców wschodnich, jest koncepcja miast-twierdz, czyli takich kamieni, które by leżały na drodze Sowietów, o które oni by się potykali, wykrwawiali i tym samym ich impet byłby - jeśli nie zupełnie wytłumiony, to zdecydowanie osłabiony.
Niemcy kalkulowali, że po tylu latach krwawych zmagań Sowietom braknie ludzi. Nie przewidzieli, że Sowieci przeprowadzą szeroki pobór na zajmowanych terenach. Przykładem była 6. Armia szturmująca Breslau, sformowana na terenie Wołynia jesienią 1944 roku.

Miasta-twierdze pojawiły się już na terenach, które Niemcy zdobyli, a później były odbijane przez armię sowiecką. Tworzono tam zamknięte punkty oporu. Tylko że tam sprawa była prostsza: to były obce terytoria i jurysdykcja wojskowa obowiązywała z automatu.
Natomiast w połowie 1944 roku front zbliżył się do granic Rzeszy. Trzeba było rozstrzygnąć, jak takiego miasta bronić, kto ma jakie kompetencje, kto będzie tutaj dowodził, i kto komu podlegał. Ten spór – upraszczając: na linii partia-wojsko, toczył się aż do końca 1944 roku.

Wynikał on głównie z tego, że gauleiterzy, czyli szefowie okręgów NSDAP, przejęli funkcje urzędników państwowych i mieli szeroko zakrojone kompetencje, w tym kompetencje Komisarzy Obrony Rzeszy na danym terytorium.
Jakie były intencje Hitlera? Zamierzał walczyć za wszelką cenę na wschodzie, i mniejszy opór postawić na zachodzie, bo jednak lepiej poddać Niemcy Amerykanom niż Sowietom?
Są rozkazy Hitlera, w których wyrażał on determinację walki na wszystkich frontach za wszelką cenę, choćby Niemcy miały zupełnie spłonąć i zniknąć z mapy świata.
Galeria zdjęć
Hitler liczył na kontrofensywę w Ardenach. Zakładał, że przełamie front, dojdzie do Antwerpii i zmusi aliantów na Zachodzie do głębokiej defensywy, a wtedy przerzuci duże siły na wschód. Dlatego chciał utrzymać wschód za wszelką cenę. Zakładał: „Będziemy walczyć do końca i jakiś cud nas może uratuje”.
Niemcy mieli już taki przypadek w swojej historii nazwany „cudem domu brandenburskiego”. Kiedy po długich wojnach Fryderyka II wydawało się, że już jest po nim, zmarła caryca Elżbieta. Car Paweł wycofał rosyjskie wojska, bo był wielbicielem Fryderyka II. No i Prusy złapały oddech. Przypomnę, że Hitler był wielkim miłośnikiem Fryderyka II.
Zatem koncepcja miast – twierdz nie miała umocowania racjonalnego, ich założenie brzmiało: „Walczymy do ostatniej kropli krwi i nie odpuszczamy”.
Na czym polegają przygotowania do obrony?
Na gromadzeniu zapasów, organizacji sieci szpitali polowych, prowadzono też działania o charakterze fortyfikacyjnym.
Galeria zdjęć
Takie przygotowania poczyniono od Królewca na północy, przez kolejne miasta na południe. Twierdzą miał być docelowo Poznań oraz Głogów, oczywiście Wrocław, Opole, cały Górny Śląsk miał być jednym obszarem fortecznym.
Gdzie we Wrocławiu powstały dodatkowe szpitale?
Pod placem Nowy Targ, w naziemnym schronie przeciwlotniczym na dzisiejszym placu Strzegomskim zaprojektowanym przez Richarda Konwiarza, w bunkrze przy ul. Ołbińskiej. Szpitali polowych było w sumie kilkadziesiąt na terenie całego miasta. Oprócz tego tworzono magazyny żywności. Wiemy, że w otoczonym już mieście żywności nie brakło aż do kapitulacji.
A jeśli chodzi o fortyfikacje?
Pójdę śladem mojego młodszego kolegi doktora Stanisława Kolouszka, do którego książki odeślę. Formalnie Wrocław był twierdzą od 1910 roku, ten status przywrócił miastu cesarz Wilhelm II. Faktycznie wykonano fortyfikacje dookoła miasta wykorzystując linię rzek Widawy, Ślęzy i Bystrzycy.

Na przełomie XIX i XX wieku wzniesiono szereg fortyfikacji o charakterze stałym: dzieł żelbetonowych, które na wypadek wojny oczywiście miały być uzupełnione fortyfikacjami polowymi. Na kierunku widawskim nawet się sprawdziły, utrzymały linię frontu skutecznie do końca obrony twierdzy. Potężna energia poszła jesienią 1944 r. na kopanie rowów na tzw. linii Bartold. Pozostałości tych fortyfikacji polowych można do dzisiaj oglądać w rejonie, na przykład Ligoty Pięknej.
Ile wojska było w mieście do jego obrony?
To następna kwestia: miasto-twierdza musi mieć garnizon. Jak wydzielić wojska dla obsadzenia miasta na głębokim zapleczu jak III Rzesza upada i każdy batalion jest potrzebny na linii frontu? Miasto miało szczątkowy garnizon czasu pokoju, były to dwa bataliony tzw. Strzelców Krajowych, i trochę różnych służb. Jednak generalnie w 1944 roku tego garnizonu w zasadzie nie było.

Gorzej, że nie było sztabu, który by kierował przygotowaniami do obrony. Dopiero z końcem września przyjechał do Wrocławia generał Johannes Krause. Zwracam na to uwagę w swojej książce „Festung Breslau 1945. Anatomia bitwy”. Generał Krause przybył jako komendant wojskowy do Breslau, lecz dopiero 1 października 1944 roku w jego aktach osobowych jest wpis, że jest on komendantem Festung Breslau.
No i nadal nie miał sztabu. Patrząc na rozmiary miasta, na rozmiar potencjalnego zadania, wypadałoby żeby był to sztab na poziomie sztabu korpusu, struktury wojskowej, która zarządza dwoma - trzema dywizjami, czyli powiedzmy pięćdziesięcioma tysiącami żołnierzy. Problem w tym, że Niemcy mieli wówczas deficyt wszystkiego, również wykształconych oficerów sztabowych i żołnierzy.
Galeria zdjęć
Do tego wszystkiego generał Krause miał jeszcze w mieście gauleitera Karla Hankego, który był zdeklarowanym, zawziętym nazistą, bardzo ideowym. Dla Hitlera gotowy był poświęcić wszystko. Był też pewny siebie, apodyktyczny i na dodatek silny tym, że był protegowanym Martina Bormana, czyli szefa Kancelarii NSDAP. W związku z tym, że Hanke był Komisarzem Cywilnym Rzeszy, miał daleko idące kompetencje. Miał on pod sobą struktury państwowe, które zrosły się z partią, dysponował aparatem w postaci Służby Bezpieczeństwa – SD, miał policję. A przede wszystkim nie miał zamiaru ustępować Krausemu, którego pozycja była wobec tego stosunkowo słaba.
Czy na tym wstępnym etapie przygotowań do obrony brano pod uwagę ewakuację cywilów?
Indagowany na ten temat Hanke odpowiadał, że ewakuacja cywilów nie wchodzi w grę, bo Hitler każe go rozstrzelać za defetyzm.
Ewakuacja byłaby oznaką słabości?
Tak. To raczej tutaj przywożono cywilów, ponieważ Wrocław był mało bombardowany i miał opinię schronu przeciwlotniczego III Rzeszy. Oczywiście, z miasta ewakuowano trochę różnych rzeczy, archiwalia, dokumenty i dzieła sztuki.
Część z wrocławskich kolekcji trafiła do Kamieńca Ząbkowickiego.
Wywożono je do wielu, wielu miejsc. Jest tak zwana lista Grundmanna z lokalizacjami i ewakuowanymi dziełami, lecz nie wszystko, co było w tym spisie, udało się odnaleźć.

Jaka była sytuacja we Wrocławiu, kiedy zaczyna się ostatni rok wojny?
Wrocław wchodził w 1945 rok jako miasto relatywnie mało zniszczone. Lecz perspektywy na najbliższe miesiące były dość mroczne.
Na początku stycznia już było wiadomo, że kontrofensywa ardeńska nie udała się, a Niemcy stracili tam wszystkie rezerwy. Na foncie wschodnim Rosjanie kończyli przygotowania do serii wielkich ofensyw, które miałyby już doprowadzić ich w głąb Niemiec.
Do tego III Rzesza była stale bombardowana, produkcja przemysłowa gwałtownie spadała, a rezerwy były wyczerpane. No i w takiej sytuacji w styczniu Sowieci rozerwali front wschodni.
18 stycznia 1945 r. wrocławianie doświadczyli pierwszych dużych nalotów bombowych.
Intensywne bombardowania zaczęły się już w listopadzie 1944 roku. Ale rzeczywiście, dosłownie dzień po ogłoszeniu alarmu bojowego dla twierdzy, na miasto spadł duży nalot. To było zapowiedzią tego, co się będzie działo dalej.

Następnego dnia, 19 stycznia, Hanke wydał wreszcie rozkaz ewakuacji ludności cywilnej z miasta. Duża część ewakuowanych wyszła z miasta pieszo. To głównie starcy, kobiety z dziećmi. Szacuje się, że podczas tej wędrówki około 90 tysięcy osób umarło z powodu mrozu i wyczerpania.
Czy Hanke chciał ocalić tych ludzi, dlatego kazał ich ewakuować?
Nie podejrzewałbym Hankego o tak ludzkie odczucia. Z perspektywy obrony miasta zawsze korzystniej, jeśli pozostaje w nim jak najmniej cywilów, bo wymagają wyżywienia, bywają źródłem paniki.

Duża część ludności posłuchała nakazu o ewakuacji. Zresztą struktury NSDAP prowadziły ewakuację w bardzo bezwzględny sposób: „Macie na drzwiach budynku kartkę, do jutra was tu po prostu ma nie być”. Byli tacy - głównie ludzie starsi, którzy uznali, że są za słabi na ucieczkę i pozostali w mieście. Wiele z tych osób odebrało sobie życie. Przez miasto przeszła cała fala samobójstw.
Część ludzi wyjeżdżała pociągami. Koczowali na dworcach dopóki się dało licząc na okazję, by wydostać się z miasta. Ostatni pociąg odjechał z Wrocławia 10 lub 11 lutego.
A ilu cywilów zostało ostatecznie we Wrocławiu?
O to toczy się spór. Przyjmowane są różne wartości. Ja tu ponownie odeślę do mojej książki, gdzie dyskusję na ten temat staram się dokładnie przeanalizować. Przyjmuje się, że zostało 200 tysięcy osób.
Z około miliona żyjących we Wrocławiu do ewakuacji.
Z około miliona mieszkańców oraz uchodźców z innych rejonów na wchodzie. W pewnym momencie Hanke uznał, że zbyt dużo by kosztowało przeczesywanie miasto i weryfikacja każdego zatrzymanego.
Jednocześnie na rogatkach miasta, na dworcach, pojawiła się żandarmeria wojskowa, której zadaniem było przechwytywanie wszystkich, którzy potencjalnie nadawaliby się do wzmocnienia garnizonu. To dotyczyło tych, którzy podlegali strukturom Volkssturmu, bo zaczynało się też formowanie oddziałów Volkssturmu, a poza tym przerzucono do Wrocławia jednostki Volkssturmu z innych dolnośląskich miejscowości. W sumie tych batalionów było kilkadziesiąt.
Żandarmi zatrzymywali też wszystkich żołnierzy, tych, którzy byli na urlopach, na przepustkach, rekonwalescentów i podróżujących służbowo. Wszyscy oni kierowani byli do kilku punktów w mieście i podlegali ponownej mobilizacji, po czym wcielani byli do oddziałów fortecznych formujących się we Wrocławiu.
W lutym 1945 r. rozpoczęło się oblężenie Festung Breslau. Dlaczego Sowieci próbowali wejść do Wrocławia od południa i od południowego zachodu?
Pierwotnie, czyli jeszcze w styczniu 1945 roku, wojska I Frontu Ukraińskiego szły czołowo na Wrocław. I być może, gdyby ten impet, który Rosjanie osiągnęli w pierwszych tygodniach ofensywy styczniowej, utrzymali jeszcze tydzień-dwa, to Wrocław - zupełnie nieprzygotowany obrony, z marszu wpadłby Sowietom w ręce.
Galeria zdjęć
Dla przykładu, Poznań został dość szybko zdobyty, ponieważ był na głównym kierunku uderzenia I Frontu Białoruskiego marszałka Żukowa.
Tymczasem marszałek Iwan Koniew, dowodzący I Frontem Ukraińskim, w nocy z 20 na 21 lutego wydał rozkaz, który miał duże konsekwencje dla bitwy o Wrocław. 3. Armia Pancerna Gwardii generała Rybałki, która dosłownie pędziła na miasto, przy wsparciu 52. Armii Ogólnowojskowej, i miała do Wrocławia niecałe 100 km w linii prostej, została skierowana na południe, dla odcięcia górnośląskiego zgrupowania wojsk niemieckich. Przed jej frontem w tym momencie w zasadzie nie było żadnych wojsk. 52. Armia, z definicji dość słaba, nie miała tego impetu, co armia pancerna, a musiała zdobywać kolejne miejscowości leżące po drodze, w tym Syców i Oleśnicę. W efekcie doszła do granic stolicy Dolnego Śląska mocno wyczerpana. I musiałaby uderzyć na Wrocław od tej strony, gdzie miasto było najlepiej przygotowane, czyli na linii rzeki Widawy.
Aby nie atakować umocnień nad Widawą, oddziały 52. Armii z dwóch stron utworzyły przyczółki odrzańskie - na południe i na północ od miasta. To one miały stanowić odskocznię z które zamierzano poprowadzić dalsze działania przeciw Wrocławiowi.
Przyczółek na północy od Wrocławia, w miejscowości Piskorzowice, zanim się powiększył, został przez Niemców otoczony. Nie tylko nie udało się Sowietom go rozwinąć, ale jeszcze dość spektakularnie jeden z batalionów stracili zupełnie – został odcięty i rozgromiony. A pozostałe siły po kilku tygodniach walki wycofano za Odrę.
Na południu poszło Sowietom trochę lepiej, ale tutaj mogli liczyć na wsparcie południowych sąsiadów 52. Armii i ostatecznie udało się przekroczyć Odrę w kilku miejscach.
Niemiecka reakcja była szybka i dotkliwa. 52. Armia doszła wprawdzie do pozycji leżących przy starej drodze Wrocław-Opole, lecz tam – między innymi w Radwanicach, oddziały sowieckie zostały odcięte, otoczone i musiały się przebijać. Ciężkie walki toczyły się też w okolicach Oławy. Ostatecznie w końcu stycznia Niemcy czasowo ustabilizowali tam sytuację.
Czy we Wrocławiu był już wtedy sformowany garnizon?
Ten pospiesznie był tworzony, lecz nie był on jeszcze gotowy do walki. Przeciwko tym przyczółkom rzucane były doraźnie zebrane jednostki. W przypadku Piskorzowic to przede wszystkim jednostki formującego się w Leśnicy pułku Waffen-SS. W przypadku odcinku na południu to są również rezerwy z miasta, między innymi SS-Kampfgruppe Neusiegl. Z kolei od południa na ten przyczółek naciskają jednostki sformowane doraźnie na bazie 5. Szkoły Lotniczej Luftwaffe generała Schulza oraz inne przemieszczające się opodal jednostki niemieckie.
Ostatecznie Rosjanie przesuwają się na południe.
Na początku lutego 52. Armia została wycofana na inny kierunek i do gry wprowadzono nowych graczy. Na północy, w Malczycach, gdzie Sowieci utworzyli większy przyczółek, pojawiła się 6. Armia generała Władmira Głuzdowskiego, która będzie miała później zdobywać Wrocław. Natomiast na przyczółek oławski weszła z kolei 5. Armia Gwardii generała Aleksieja Żadowa.
Galeria zdjęć
W myśl planów sowieckich obie te formacje miały dużym łukiem zamknąć okrążenie miasta, a następnie zdobywać je szturmem od południa. Było to dość logiczne: nie uderza się na wroga tam, gdzie on jest przygotowany, lecz tam, gdzie tego się nie spodziewa. Plan zakładał zamknięcie pierścienia w dwa-trzy dni, ostatecznie to trwało prawie dwa tygodnie.
Dlaczego?
Między innymi dlatego, że generał Głuzdowskij, gdy wychodzi już z przyczółku malczyckiego, to zamiast skierować się łukiem w stronę południa Wrocławia, jeden ze swoich dwóch korpusów wysyła do zdobycia Legnicy. Tą 22. Korpus Strzelecki zdobył w dwa dni. Jednak zanim tam dotarł i zanim wróci z tej Legnicy, zrobił się tydzień opóźnienia.
Generalnie rzecz biorąc Niemcy nie zdołali utrzymać linii Odry. Nie mieli na tyle odwodów, mimo że rzucali na front wszystko, co tylko mogli ściągnąć. Głównie improwizowane grupy bojowe. W związku z tym sowieckie kleszcze nieuchronnie się zaciskały, choć wolniej niż planowano. Nocą z 15 na 16 lutego obie armie sowieckie wreszcie się spotkały, a po kolejnych dwóch dniach definitywnie już pierścień okrążenia został zamknięty. Generał Głuzdowskij zdecydował, że trzeba od razu rozpocząć szturm miasta.

Wrocław miały początkowo, i to ważne, zdobywać dwie armie: 5. Armia Gwardii od kierunku wschodniego, zaś 6. Armia Głuzdowskiego od południa. Gdy rozpoczął się ten szturm, 5. Armia Gwardii dostała inne rozkazy. Sztab marszałka Koniewa uznał, że Głuzdowskij sobie poradzi, i że nie potrzeba aż tyle wojska do zdobywania miasta. A ten miał dwa korpusy strzeleckie, a w nich dywizje liczące po 5-6 tysięcy ludzi, zamiast etatowych ponad 11 tys. Poza tym Sowieci nie mieli czołgów i dział pancernych.
A ilu było obrońców Festung Breslau?
Niemiecki garnizon osiągnął już liczbę 50 tysięcy żołnierzy. Oczywiście, część to Volkssturm, część oddziały dość przypadkowe, pozbierane z różnych formacji alarmowych, ale są w nim i weterani walk na różnych frontach. Mają trochę porządnego uzbrojenia, no i jest wreszcie dowództwo twierdzy z prawdziwego zdarzenia. Pojawił się nowy komendant generał Hans von Ahlfen, który wcześniej dowodził brygadą saperską, więc miał niezbędne doświadczenie.
To zdecydowało o tak długiej obronie miasta, która trwała aż do maja?
Zupełnie nie popisał się wywiad sowiecki, według którego w momencie rozpoczęcia szturmu wrocławski garnizon miał liczyć tylko 18 tysięcy żołnierzy. Tymczasem atakujących nie było więcej niż broniących, a pamiętać trzeba, że bronić się jest łatwiej niż atakować. Dlatego atakujących powinno być 2-3 krotnie więcej.
Do tego wszystkiego jeszcze była jeszcze kwestia zaopatrzenia, kluczowy element systemu obrony. Sowieci popełnili szereg błędów, między innymi nie zajmując w pierwszych tygodniach walki lotniska na Gądowie. Dzięki temu Luftwaffe zbudowała most powietrzny do Festung Breslau. Był to największy wysiłek niemieckiego lotnictwa w 1945 roku. W związku z tym do miasta płynął stały strumień amunicji i zaopatrzenia, docierały także kolejne oddziały, w tym tysiąc spadochroniarzy.
To źle zapowiadało, przede wszystkim dla miasta. Niemcy zatrzymali pierwszy, a potem drugi szturm sowiecki, ale za to zapłacił Wrocław, zniszczonymi budynkami, placami, infrastrukturą.
Tak w połowie lutego rozpoczęła się tragedia Festung Breslau miasta zamienionego w pole bitwy, którego jedni nie mogli zdobyć, a drudzy bronili na tyle skutecznie, że przedłużyli jego agonię. Miasto które przetrwało cała II wojnę światową niemal bez szwanku, w pierwszym półroczu 1945 r. zamienić się miało w morze ruin.