Gdzie Pan był dwa lata temu, 24 lutego 2022 roku, gdy Rosjanie zaatakowali Ukrainę? Jak Pan pamięta tamten tragiczny dzień?
We Wrocławiu. Tutejszy konsulat zaczął działać 1 lutego, nieco ponad trzy tygodnie przed atakiem Rosjan. Już w nocy rodzina i znajomi wysyłali mi mnóstwo esemesów, że Rosjanie napadali na Ukrainę. Przyjechałem do konsulatu, razem z pracownikami analizowaliśmy kolejne informacje dotyczące ataku. Zastanawialiśmy się, co będziemy musieli zrobić, czego się spodziewać. Wcześnie rano przyszli pierwsi interesanci, którzy nie wiedzieli, że wybuchła wojna. Od nas dowiadywali się o tym.
Szybko zgłosiła się grupa mężczyzn, Ukraińców, którzy walczyli w pierwszej wojnie, w 2014 roku. Zdecydowali, że jadą na Ukrainę walczyć. Trzeba było zorganizować im transport, co szybko się udało załatwić. Od razu zaangażowaliśmy wolontariuszkę, która zajęła się koordynacją pomocy kolejnym osobom, które zadeklarowały, że wracają walczyć.
Pojawiły się kolejne grupy uchodźców z Ukrainy. Przychodzili do konsulatu z pytaniami, co mają dalej zrobić, dokąd iść. Przed konsulatem rozmawiałem z setkami ludzi.
W pomoc włączyli się wojewoda i władze miasta, wrocławianie, powstały punkty informacyjne i miejsca noclegowe. Bardzo doceniamy, że wsparcia udzielali też Ukraińcy, którzy przed wojną żyli we Wrocławiu.
Ilu Ukraińców przeszło przez Wrocław od wybuchu wojny?
Są szacunki, że w 2022 roku przejechało 334 tys. ludzi. Pierwsza fala – największa – to marzec – kwiecień 2022 roku.
W 2022 r. w sumie w Polsce było około dwóch milionów naszych obywateli – uchodźców. Teraz się szacuje, że to ok. 900 tysięcy. To ustalenia na podstawie PESEL-u. Przed wojną szacowano, że we Wrocławiu, a dokładniej w całej aglomeracji wrocławskiej, jest około 100 tysięcy Ukraińców. Po wybuchu wojny ta liczba falowała, momentami było ich nawet ogółem 250 tysięcy.
Część z nich pojechała dalej, do innych miast, albo na Zachód, głównie do Niemiec, część wróciła na Ukrainę. Teraz się szacuje, że żyje tu ogółem około 180 tysięcy naszych obywateli.
Jaka część z nich planuje zostać na stałe, a ilu wierzy, że wrócą na Ukrainę?
Niektórzy przenieśli tu całe przedsiębiorstwa, i to z różnych branż. Cieszę się, że się z sobą kontaktują, współpracują, powstał wrocławski oddział Polsko-Ukraińskiej Izby Handlowej - bardzo przydatna instytucja - gromadzą się również na inne sposoby.
Jeśli chodzi o ich plany na przyszłość: z najnowszych badań wynika, ze 50 procent chce wrócić do Ukrainy, 40 procent deklaruje, że już nie wróci. Oczywiście Ukraina jest zainteresowana powrotem naszych obywateli, lecz zrozumiałe jest i to, że wojna trwa, część terytorium kraju jest okupowana, spore obszary są zaminowane. Codziennie w kierunku Ukrainy wystrzeliwane są rakiety i drony bojowe. To zniechęca do powrotu do Ukrainy.
Jakie są potrzeby Ukraińców mieszkających we Wrocławiu?
W grupie osób, które nie podjęły pracy, są przede wszystkim emeryci, renciści, matki z małymi dziećmi. Myślę tu szczególnie o osobach z terenów okupowanych przez Rosjan.

Pomoc od polskiego państwa jest ważna, tak samo jak wiele programów adaptacyjnych. Ukraińcy doceniają, że dostali dach nad głową i utrzymanie, lecz w gruncie rzeczy nie mają dokąd iść. Do Ukrainy nie wrócą, czują się bezdomni.
Widzimy, że Polacy są pozytywnie nastawieni do pomocy Ukrainie i Ukraińcom. Jak chce się pomóc, to najlepiej szukać inicjatyw oficjalnych, a nie zbiórek ulicznych, nawet jeśli kwestują dzieci ubrane w ukraińskie flagi.

Jak pan widzi przyszłość Ukrainy za rok, za dwa lata?
Jako konsulat staramy się łączyć społeczność ukraińską. W masowych wydarzeniach Ukraińcy już nie chcą brać udziału tak licznie jak wcześniej, ale wiem, że prawie każdy ma kolegę lub krewnego na froncie, że wielu wysyła pieniądze lub inną pomoc do Ukrainy.
Jak będzie? Łatwo nie będzie. Każdy Ukrainiec marzy, żeby wojna jak najszybciej się skończyła. Będziemy obserwować, jak będzie się zmieniać sytuacja polityczna na świecie: idą wybory w USA i w Europie. Bardzo ważna jest pomoc militarna dla Ukrainy, to będzie decydujące, jak potoczą się wydarzenia na froncie.