Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
- Jeden z pierwszych Polaków w legendarnej Chute Boxe Academy
- Boi-Team na Jedności Narodowej: BJJ, MMA i dzieciaki z podwórek
- Problemy i potrzeby dzieciaków, które mają w życiu pod górkę
- Nie staram się być ojcem dla moich zawodników
- 23 Evolution Fight Academy na Legnickiej
- „Kup mleko, będziesz wielki”
- Pod szyldem Fundacji To DLA WAS
- Ja jako zawodnik? Już tylko w oldboyach
Siadamy na workach treningowych. – Tu, na moim miejscu, powinno siedzieć sto innych osób, z którymi naprawdę warto zrobić wywiad – mówi. Ma na myśli pedagogów, społeczników, pracowników socjalnych. Ludzi, którzy pomagają we Wrocławiu dzieciakom. Bez fleszy aparatów, od lat, codziennie.
Ale to właśnie „Szuwar” przemawia do wyobraźni. Ksywka ma długą brodę, znają ją jeszcze na Biskupinie, gdzie Paweł się wychował. Znają na Ołbinie, na Nowym Dworze, na matach w Polsce i za granicą. Twardy facet z Wrocławia, który – jako młody chłopak – pojechał do Brazylii, żeby uczyć się BJJ od najlepszych.

Jeden z pierwszych Polaków w legendarnej Chute Boxe Academy
– To był początek lat 2000-nych. Brazylijskie jiu-jitsu dopiero w Polsce raczkowało. Pojawiłem się kiedyś w klubie Rotary. Mieli tam wymianę ludzi, jedna osoba z Brazylii trenowała akurat BJJ. Od słowa do słowa, ten człowiek zaprosił mnie do siebie. Przez kilka miesięcy chodziłem z zeszytem i uczyłem się portugalskiego. Zbierałem na bilet – wspomina Paweł Szubart.
Do Brazylii pojechał dwukrotnie. Drugi wyjazd wspomina jako największe wyzwanie w swoim życiu. Przez pół roku trenował w obrosłej legendą Chute Boxe Academy (był trzecim Polakiem w historii, który walczył na jej matach).
– Na matę wychodził tam absolutny top topu: Mauricio Shogun Rua, Evangelista Cyborg Santos, Vanderlei Silva. Było bardzo ciężko. I fizycznie, i psychicznie. Ale bardzo zmieniłem wtedy podejście do życia. W Brazylii pomagali mi cudowni ludzie, druga rodzina. Myślę, że to właśnie oni zaszczepili we mnie pewne poczucie wdzięczności i myśl, że teraz to ja mam coś do oddania innym.
Boi-Team na Jedności Narodowej: BJJ, MMA i dzieciaki z podwórek
Kilka lat po powrocie do Polski otworzył we Wrocławiu klub walki Boi-Team. Trenował zawodników BJJ oraz MMA. A także… dzieciaki z wrocławskich podwórek.

– Zaczęło się od tego, że w 2011 roku przeniosłem się z klubem na Jedności Narodowej. Dzięki pomocy Jarosława Delewskiego z Wydziału Edukacji, który zarekomendował mnie w MOS przy Kieleckiej (MOS – Młodzieżowy Ośrodek Socjoterapii – przyp. red.), zacząłem prowadzić darmowe zajęcia dla wychowanków MOS. Zaczęli przyjeżdżać do mnie dwa razy w tygodniu. Z czasem doszła trzecia grupa młodzieży, z Gimnazjum nr 8. Na treningi przychodziły też dzieciaki z okolicznych podwórek. Zapewniałem im stroje, treningi, wyjazdy na zawody. A równolegle prowadziłem komercyjnie klub – wspomina.
Na Ołbinie dwa lata pracował też z młodzieżą romską. – Poznałem prawie wszystkich Romów z Jedności Narodowej. Niektórzy z nich zresztą już siedzą, niektórzy powyjeżdżali – rzuca z nutą niespodziewanej zadumy trener Paweł.
Problemy i potrzeby dzieciaków, które mają w życiu pod górkę
Pytam go, jak to jest we Wrocławiu. Bo biedy czy problemów często gołym okiem nie widać. Skoro wszedł w różne środowiska – to widział więcej. Jakie dzieciaki mają potrzeby i problemy? Jak to wygląda obecnie?
– Potrzeby są ogromne. Od rzeczy najprostszych, materialnych, po najtrudniejsze, czyli czas i uwagę jakich potrzebują. Mamy masę dzieci, które są gdzieś tam pogubione i one potrzebują czegoś takiego jak drogowskazu. Szczególnie starsze dzieci i młodzież. To właśnie staram się robić, zapraszając je na treningi. Pokazywać jakąś drogę, jakąś możliwość.
Ale rozrywające serce są też wizyty u maluszków z domu dziecka. Widzisz małe rączki, wyciągające się za kojec, w poszukiwaniu ciepła. Żeby ktoś je dotknął, przytulił. Personel jest cudowny, ale po prostu nie jest w stanie dać im wszystkiego. Ja mam już 42 lata i niejedno widziałem, ale to zawsze jest dla mnie bardzo trudne – odpowiada.
Nie staram się być ojcem dla moich zawodników
Czasami w pomaganiu trzeba sobie postawić jasne granice.
– Jestem trenerem, nie wolno mi zastępować rodzica. A był taki moment, to prawda, że próbowałem. To był Ołbin, przyszedłem do szkoły jednego z uczniów dowiedzieć się jak sobie radzi. Nauczycielka była w szoku, że po raz pierwszy od lat ktokolwiek w jego sprawie przyszedł. Mocno się wtedy angażowałem, za mocno. Ale to nie jest dobre. Zaczynasz zaniedbywać własną rodzinę. Nie możesz ani zastąpić rodziny komuś, ani zapomnieć o własnej, ani stawiać zawsze na pierwszym miejscu pracy. Dlatego dziś pomagam, ale stawiam sobie granice. Jestem przede wszystkim trenerem – mówi Paweł Szubart.
23 Evolution Fight Academy na Legnickiej
Po 2016 roku klub przeniósł się do salki MCS-u przy ul. Legnickiej 65. Znajduje się tam do dziś, choć już pod innym szyldem – 23 Evolution. Zapisana w jego nazwie ewolucja, to m.in. odejście od MMA.
– Rzeczywiście, Boi-Team przez pewien czas był jednym z największych klubów MMA we Wrocławiu. Ale umarło to śmiercią naturalną. Nie mogłem poświęcać zawodnikom aż tyle czasu, ile było konieczne na naprawdę profesjonalnym poziomie – przyznaje Paweł Szubart. Od tamtej pory skupia się na nauce brazylijskiego jiu-jitsu.

– W sezonie po 7-10 godzin dziennie pracuję na macie. Jestem tu też sprzątaczką, odkażam salę, czyszczę toalety. To uczy pokory. Codzienne czyszczenie maty to dla mnie też pewien rytuał. Od tego zaczynam dzień. Takie rytuały są bardzo ważne. To daje dyscyplinę – dodaje.
Choć ma samochód, to na treningi przez cały rok przyjeżdża rowerem. Jak mówi – najfajniej jeździ się w zimie, bo na ścieżkach rowerowych nikogo prawie nie ma. Pierwsze zajęcia zaczyna o 6.50 rano.
Na każdy trening składają się rozgrzewka, pokazywane techniki, a następnie walki zadaniowe. – By wypróbować to, co było przerabiane na danym treningu. Zdarzają się czasem kontuzje, ale jak przekonuje trener Paweł, piłka nożna czy judo są znacznie bardziej kontuzjogennymi sportami. W BJJ wszystko odbywa się w parterze, a to zmniejsza liczbę urazów.
„Kup mleko, będziesz wielki”
Pod takim hasłem w grudniu ubiegłego roku trener Paweł zorganizował zbiórkę mleka dla maluchów z Domu Dziecięcego przy ul. Parkowej. W trzy tygodnie udało się zebrać 82 puszki mleka. Chwilę później pojawił się przebrany za Grincha w MOS przy Kieleckiej, przywożąc odkurzacz, telewizor i dwa tostery. Z Kieleckiej pojechał do Kamili Kamińskiej-Sztark, prowadzącej na Przedmieściu Oławskim Centrum Integracji Mieszkańców Nowe Łąki. Przywiózł ze sobą 60 par zimowych rękawic dla dzieci, kominy, czapki, kurtki zimowe. – Zbieraliśmy „wszystkie rękawice świata”. Odzew wrocławian był wspaniały. Przynosili nowe, porządne rzeczy. Jeden pan przysłał paczkę kilkudziesięciu rękawic – wspomina Paweł Szubart.

Podobnych zbiórek było więcej. Rowery, hulajnogi, zabawki sensoryczne, wyposażenie siłowni dla MOS. Kiedy za wschodnią granicą wybuchła wojna, ufundował zajęcia dla dzieci uchodźców. Ale jak sam mówi – stara się nie dzielić dzieci na polskie czy ukraińskie. – Dzieci dzielą się na szczęśliwe i nieszczęśliwe. I tym drugim trzeba pomagać – kwituje.
Jak mówi, w przyszłości przydałby mu się jakiś blaszany, mały magazynek. Na razie, kiedy organizuje zbiórki, wszystko ląduje w salce 23 Evolution. – No, nie są to tak do końca warunki do działania na szerszą skalę. Ale działamy na tyle, na ile możemy. W tym tygodniu zbieram na przykład żele pod prysznic. Trafią do podopiecznych MOS przy Kieleckiej. Można przynosić je do mnie na Legnicką – zachęca.
Pod szyldem Fundacji To DLA WAS
Na początku roku trener Paweł założył fundację. Bo choć „spontan” potrafi zdziałać cuda, to na pewnym etapie przydają się też ramy organizacyjne.
– Fundację To DLA WAS założyłem z żoną. Jeden z naszych pierwszych projektów – „Świadome dzieciaki nie przegrywają. Porażka jest ich motywacją” zrealizowaliśmy z dziećmi z rodzin zastępczych. Niesamowite dzieci. Dużo rozmawialiśmy o życiu, mieliśmy treningi z BJJ – opowiada trener Paweł.
– Po sąsiedzku mamy tu na Legnickiej 65 Centrum Sektor 3, które pomaga merytorycznie młodym organizacjom pozarządowym, tak więc jeśli chodzi o założenie fundacji, start nie był trudny – dodaje.
W przyszłości chciałby zapewnić dzieciakom stabilne, długofalowe finansowanie bezpłatnych zajęć, we współpracy z biznesem lub z samorządem. To szczególnie istotne w przypadku pracy trenerskiej z młodzieżą.
- Tylko długofalowe, powielane projekty dają efekt. Bo znasz te dzieci, możesz porozmawiać. Nie poznasz dziecka w miesiąc – mówi trener Paweł.
Galeria zdjęć
Ja jako zawodnik? Już tylko w oldboyach
Pytam na koniec, czy nie chciałby wrócić na matę w roli zawodnika.
– Na razie rehabilituję się po kontuzji. Tak, chciałbym wrócić do startów, tyle że oczywiście już w swojej kategorii wiekowej. Ona ma swoją nazwę, ale tak naprawdę to są już oldboye. Nie jest to dla mnie jednak najważniejsze. Tak jak powiedziałem już wcześniej, przede wszystkim jestem trenerem – mówi Paweł Szubart.