Szpieg, który chodził do wrocławskiej „piątki”
Szpiedzy kojarzą się z przyjmowaniem wielu tożsamości. W przypadku Włodzimierza Sokołowskiego, oficera polskiego wywiadu przez ponad 26 lat, pseudonim Vincent Severski wydawał się wręcz naturalną koleją rzeczy.

Bohaterem jednego z nich (powieść „Zamęt” ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarna Owca) uczynił greckiego imigranta. Jordanis Lazopulos, absolwent filozofii, komunista, partyzant w 1949 roku zaopiekował się dziećmi zmarłego przyjaciela i w 1949 roku przyjechał do Wrocławia. W stolicy Dolnego Śląska strzygł żołnierzy w swoim zakładzie fryzjerskim przy kinie „Oko” w budynku sztabu Śląskiego Okręgu Wojskowego.
Brzmi znajomo? Oczywiście! Zwłaszcza dla wszystkich wrocławian, którzy pamiętali „Oko” przy ul. Pretficza (vis-a-vis obecnego budynku ZUS-u), rejon ŚOW, park przy Wróblej.
Lokalizacji Vincent Severski nie wybrał przypadkowo. Doskonale ją znał, bo choć we Wrocławiu mieszkał krótko zdążył skończyć tu podstawówkę – nr 106 im. Pionierów Wrocławia przy ul. Grochowej (obecnie Zespół Szkół nr 11), a potem V Liceum Ogólnokształcące (w dawnym budynku przy Grochowej).
Nazwisko Jordanisa Lazopulosa też było prawdziwe, bo Jorthanis Lazopoulos uczył w V LO geografii i wywarł na Severskim kolosalne wrażenie.
Ale po kolei.
Wrocław wyjątkowym miastem rodziny Vincenta Severskiego
Jak przyszły szpieg i autor powieści, który urodził się w Warszawie (potem studiował tam prawo) znalazł się w odległym jednak Wrocławiu?
On sam mieszkał w Warszawie z ojcem wojskowym, którego w 1968 roku przeniesiono do Wrocławia. Miasto w niczym nie przypominało dzisiejszego. – Wieczorami było szare, ponure, a my-dzieciaki-szukaliśmy w ruinach hełmów i broni, czasem nawet udawało się coś ciekawego znaleźć – wspomina pisarz.
W stolicy Dolnego Śląska ukończył podstawówkę i dostał się do V Liceum Ogólnokształcącego, które wcześniej ukończyła jego siostra.
Był początek lat 70., burzliwe czasy, ale i dużo młodzieżowego luzu. – Nasza klasa była bardzo aktywna towarzysko. Wspólny czas spędzało się na chodniczkach, zdarzała się okazja, aby zapalić papierosa, napić się wina, pójść na koncert w Parku Południowym. Wszystko pierwszy raz – opowiada Vincent Severski.
Przeczytajcie także: Najważniejsze wydarzenia we Wrocławiu po 1945 roku
Lopek, jak grecki ojciec bogów Zeus
V Liceum było elitarne, należało, obok „siódemki” do najlepszych w mieście. – Jeszcze pod patronatem ONZ-u, więc jeździło się też za granicę, co w tamtych czasach było wyjątkową możliwością – dodaje pisarz.
Nauczycielem, który szczególnie zapadł młodemu Włodzimierzowi Sokołowskiemu w pamięć był geograf, Jorthanis Lazopoulos, przez wszystkich uczniów nazywany Lopkiem.
– Kiedy szedł korytarzem wiedziała o tym cała „piątka”, nie widziało się już nikogo innego. W dłoni miał zawsze klucze, które podrzucał i podbijał drugą dłonią. Jego postać wywierała ogromne wrażenie – wspomina Severski.
I podkreśla, że właśnie Lopek, spośród wielu innych belfrów, okazał się jednym z najważniejszych w jego życiu. – Wpłynął na mój rozwój, postrzeganie świata, innych kultur – tłumaczy pisarz.

Na pierwszoklasiście wrażenie robiło też greckie pochodzenie Lopka. Może dlatego, że kiedy jako dziecko zbierał makulaturę i butelki, w zamian dostawał talony do księgarni i jedną z ukochanych lektur dzieciństwa okazała się książka Witolda Makowieckiego o Meliklesie Greku. Powieść dla młodzieży o antycznej Grecji, idealna dla kogoś, kto rozczytywał się w mitologii.
Po latach postać Jorthanisa Lazopoulosa posłuży jako pierwowzór bohatera „Zamętu”. Ale, jak podkreśla autor, postać Lopka była tylko natchnieniem przy tworzeniu Jordanisa, przyszywanego dziadka głównego bohatera Dimitriosa. Severski użył imienia i nazwiska Lopka bez jego zgody, ale dawny nauczyciel zaakceptował potem decyzję pisarza.
– Książkowy Jordanis to połączenie Lopka i jeszcze jednego Greka, którego poznałem, czyli fryzjera strzygącego przy kinie „Oko” na Pretficza. Fryzjera poznałem, bo prowadził mnie do niego ojciec i potrafił przywoływać niesamowite opowieści z czasów partyzanckich w Grecji. A na oknie, tak jak to opisałem w książce, stały u niego kaktusiki. Taka namiastka słonecznej ojczyzny i wyraz tęsknoty za Grecją – opowiada Vincent Severski.
Niezwykli Grecy na Dolnym Śląsku
Postaci Greków pojawiły się na kartach „Zamętu”, bo Severski chciał o nich opowiedzieć. – Zawsze miałem ogromną sympatię dla Greków, których Polska przyjęła po wojnie domowej w ich kraju. Kiedy mój ojciec jeździł do Zgorzelca czuł się niemal jak w Grecji, tak wielu mieszkało tam imigrantów. A w podstawówce ja i koledzy podkochiwaliśmy się w jednej z koleżanek, Greczynce i w dzielnicy Fabrycznej także widywało się wielu Greków, którzy się tam osiedlili – wyjaśnia pisarz.
Swoją książkę konsultował z polskim reporterem greckiego pochodzenia, Dionisiosem Sturisem, który niedługo przedtem opublikował książkę „Nowe życie. Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji” i sporą część poświęcił Grekom na Dolnym Śląsku. – Pokazałem mu rozdziały z greckimi wątkami, aby powiedział mi, czy w historii i opisach wszystko jest odpowiednie – tłumaczy pisarz.
Kolejny szpiegowski thriller z akcją we Wrocławiu?
Po premierze jeden z pierwszych egzemplarzy otrzymał profesor Lazopoulos, moment uwieczniono na zdjęciu. Pytam, czy pamiętał swego dawnego ucznia. – Oczywiście, że nie, ale ja byłem w „piątce” tylko rok, a on jest wychowawcą wielu pokoleń – mówi Vincent Severski.

Czy Wrocław powróci jeszcze na kartach którejś z powieści Severskiego? – Na razie tego nie planuję, ale czasem wątek sam się rozwija, więc może pojawi się Wrocław – kusi pisarz. I dodaje, że dziś stolica Dolnego Śląska to przepiękne miejsce. – Perła, jedno z najpiękniejszych miast w Europie, a sporo ich widziałem – zachwyca się Vincent Severski.