Koszykarze Śląska Wrocław sensacyjnie pokonali w Zgorzelcu miejscowy PGE Turów 70:69. Jednym z bohaterów meczu był Radosław Hyży, który zdobył 11 punktów i miał 7 zbiórek. Relację z meczu znajdziesz tutaj.
Szczepan Radzki: Pamiętam dokładnie, co powiedziałeś zaraz po pierwszym meczu sparingowym z wicemistrzami Polski – „Będę gotowy na mecz z Turowem”. Obiecałeś to Waldemarowi Łuczakowi, prezesowi Turowa.
Radosław Hyży - (śmiech) Tak i mówiłem też, że lubię grać przeciwko osobom, które znam. Lubię takie mecze i podteksty. To mi przypomina dobre czasy. Lubię, kiedy prezes Łuczak trochę się denerwuje z mojego powodu, a w tym momencie nawet nie czuję się do końca w porządku, bo przecież sprawiliśmy mu przykrość. Stworzył w Zgorzelcu fajny zespół, który ma wygrywać i walczyć o mistrzostwo kraju, ale czasami jednak się przegrywa. Nawet Miami w noc poprzedzającą nasz mecz z Turowem, przegrało z Detroit.
Co ciekawe tam również ogromne znaczenie miał gracz wysoki, Andre Drummond, którego w Miami nikt nie mógł powstrzymać. W Zgorzelcu strefę podkoszową zdominował inny wysoki zawodnik - właśnie ty.
- Chwilę po meczu kilka osób gratulowało mi dobrego spotkania. Podoba mi się, że ludzie doceniają to, co zrobiłem na parkiecie. W tym wieku, w którym jestem, wiem już nawet jak upadać, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Podobało mi się, że kibice to doceniali i nawet od fanów Turowa dostałem oklaski za poświęcenie.
Przyjechaliście do Zgorzelca trochę na skazanie, a okazało się, że ofiara stała się katem.
- Przed samym spotkaniem miałem taką myśl, że nie uda nam się wygrać z Turowem. Lubię jednak na meczu zobaczyć z jakim nastawieniem podchodzimy do gry, jak bardzo chcemy, gdzie i co da się zrobić, żeby wyrwać zwycięstwo.
Twój błąd w końcówce mógł kosztować dużo. Przy jednym punkcie przewagi wyrzuciłeś piłkę w out na sekundę do końca meczu.
Niektóre błędy mogą kosztować bardzo, bardzo dużo, tutaj na szali było zwycięstwo. Całe szczęście, że to co zrobiłem nie odbiło się nam czkawką.
Patrząc na mecze Śląska wydaje mi się, że lepiej gra się wam, gdy stoicie na straconej pozycji.
- Często chodzi o podejście. W meczu z Turowem wszyscy graliśmy na maksimum, robiliśmy te małe, dodatkowe rzeczy, jeden kroczek, nieco więcej energii. Każdy z nas dodał coś dobrego do gry zespołu i stąd biorą się takie wygrane.
Na konferencji prasowej mówiłeś o tym, że takie mecze to wspaniałe widowisko, wręcz spektakl dla kibiców, dla których przecież gracie.
- Tak właśnie jest. Jak piłka leży na boku, 2 tysiące osób patrzy, to co, nie rzucisz się po nią? Trochę wstyd, bo ci ludzie zapłacili za bilet ciężkie pieniądze, więc głupio tak się nie rzucić. Fajnie gra się dla publiczności, wszyscy muszą to zrozumieć.
Masz słabość do meczów, które są tak naładowane emocjami i podtekstami jak derby?
- Mam. Często nawet jak siedzę na ławce, to podśpiewuję sobie coś pod nosem. Jestem szczęśliwy, gdy biorę udział w takich spotkaniach, nawet jak nie wchodzę na parkiet.