Wydarzenie „Zaraz wracam! Wykład o znikających kioskach” odbędzie się dzisiaj (27 lutego) w Barbarze, czyli siedzibie Wrocławskiego Instytutu Kultury przy ul. Świdnickiej 8B w godz. 18:00 - 19:30. Wstęp wolny. Spotkanie będzie również transmitowane online na profilu Barbary na Facebooku.
Dlaczego warto wspominać coś na pozór tak zwyczajnego jak kioski?
– Kioski interesują mnie nie tylko pod kątem inżynierskim, ale też społecznym: opowiem o tym, jak ewoluowały, a przez to oddawały ducha czasu, jak odpowiadały na zmieniające się potrzeby, jak zmieniały się ich funkcje – mówi Maciej Czarnecki, który zajmuje się fotografią i popularyzacją wiedzy o architekturze.
Wydarzenie jest częścią cyklu „Znikające Miasto”, poświęconego miejscom, które wrocławianie pamiętają i za którymi tęsknią.
105 lat historii
Pierwszy kiosk RUCH-u został otwarty w 1919 roku na peronie dworca Kolei Wiedeńskiej w Warszawie, a potem podobne budki rosły jak grzyby po deszczu w całej Polce i przez dziesięciolecia były stałym elementem naszego krajobrazu.
Do takich kiosków najczęściej przychodziło się po gazety, bilety i papierosy, ale można w nich było kupić niemal wszystko, od plastikowego żołnierzyka czy figurki mrówkojada albo wielbłąda, po perfumy „Być może”.
W ofercie były m.in.: plastikowe zwierzątka, pasta do butów, agrafki, skaczące gumowe żaby, resoraki, zeszyty, cienie do powiek (często w jadowitych kolorach), krem do golenia, ping pongi, celuloidowe lalki-bobaski, mydło, kolorowanki, komiksy o Tytusie (jak się miało szczęście albo znajomości), foliowe płaszcze deszczowe i składane w harmonijkę kapturki z zapinanym na zatrzask paskiem pod brodę, kredki świecowe, Tygrysy, czyli niewielkie książeczki o II wojnie światowej, wsuwki do włosów, bierki i tysiące innych drobiazgów, a później także napoje i słodycze.
Ale nie tylko chodziło o zakupy: kioski, zwłaszcza te osiedlowe i w mniejszych miejscowościach, pełniły rolę mini-instytucji, gdzie wymieniało się plotki i towary, obierało prasę z tzw. teczki, kupowało coś spod lady, odbierało zgubiony beret, zostawiało znalezione klucze, rozmieniało pieniądze itd. Kioskarki i kioskarze byli ważnymi personami w okolicy. Wszyscy ich znali, oni znali wszystkich, a dzieci bez końca debatowały nad tym „gdzie robi siku pan/pani z kiosku” i jak im zrobić psikusa.
Dlaczego kioski znikają z naszych ulic?
O zamknięciu ostatniego punktu RUCH-u we Wrocławiu i historii takich miejsc pisaliśmy już w naszym portalu, więc teraz tylko w skrócie: ostatnia taka placówka w naszym mieście – salonik prasowy na Dworcu Głównym – zniknął pod koniec 2024 roku.

Wcześniej kolejno poznikały inne kioski we Wrocławiu i podobnie było w całej Polsce. Spółka Orlen, właściciel marki RUCH, postanowiła zlikwidować te punkty, bo mimo prób naprawy sytuacji przynosiły wyłącznie straty. Dlaczego?
M.in. dlatego, że czytamy coraz mniej prasy drukowanej, a gumę do żucia, baterie, zapalniczki, tabletki przeciwbólowe i inne drobiazgi kupujemy w osiedlowych sklepikach, na stacjach benzynowych albo w dyskontach.
Zostały już tylko placówki przejęte przez ajentów, ale jest ich bardzo mało. Niektóre kioski, tak jak okrąglak z ul. Świdnickiej, pełnią zupełnie inne funkcje. Kioski RUCH-u możemy teraz oglądać już tylko w muzeach, np. w Centrum Historii Zajezdnia przy ul. Grabiszyńskiej 184 we Wrocławiu.
