Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
Biorąc pod uwagę, że na polskich drogach nie brakuje 15 i 20-latków, to samochody z silnikami Otta i Diesla nie będą rzadkością jeszcze w 2050 roku. Należy się jednak spodziewać, że im bliżej 2035 roku, tym oferta samochodów spalinowych będzie uboższa. Do poziomu zero spalin producenci dochodzić będą stopniowo. Od 2025 roku sprzedawane auta maja emitować o 15 proc. mniej zanieczyszczeń niż obecnie, a od 2030 roku o 55 proc.

Prawdopodobnie limity te zadziałają w ten sposób, że producenci ograniczą oferowane modele z silnikami spalinowymi, a promować będą np. „elektryki”. Im bliżej 2035 roku, tym uboższa będzie dostępna gama spalinowców. Prawdopodobnie zaniechane zostaną również inwestycje w takie technologie.
Mówiąc o nadchodzącym końcu epoki aut spalinowych, trzeba jasno powiedzieć, że Unia Europejska na swoim terenie nie reguluje, jaki rodzaj napędu mają mieć samochody. Żadnego typu nie zabrania. Zdecydowała, że od 2035 r. wszystkie sprzedawane nowe samochody mają być zeroemisyjne. Jakiekolwiek.

Przy obecnej ofercie koncernów motoryzacyjnych oznacza to oczywiście, że samochody na benzynę i olej napędowy znikną z salonów, a królować w nich będą „elektryki” i z zapewne też te na wodór.
Biorąc jednak pod uwagę tempo wdrażania innowacji, wynalazki, które dopiero się pojawią, asortyment napędów za 12 lat może być bogatszy.
„Elektryki” będą tanieć?
Zmiana zwyczajów motoryzacyjnych nie musi być bardzo bolesna. Choć to tylko spekulacje, to jednak im bliżej 2035 roku, tym samochody elektryczne powinny być tańsze. Dziś już nie są dużo droższe od spalinowych, choć zaledwie kilka lat temu trzeba było na nie wydać nawet 30-50 proc. więcej.
Nie wiadomo również, jak lokalne i unijne przepisy będą traktować właścicieli aut spalinowych. Chcąc skłonić kierowców do zmiany, być może urzędnicy będą stosować presję podatkową.

Samochody elektryczne mają swoich fanów, których cieszy niezwykłe przyspieszenie i cisza. Do zalet należy doliczyć specyfikę napędu elektrycznego – brak konieczności dbania o wymianę oleju, świec, filtrów czy rozrządu. Problemów nie nastręcza skrzynia biegów, układ wydechowy, w tym katalizator. Generalnie napęd elektryczny jest prostym rozwiązaniem w porównaniu do spalinowego.
Głównymi argumentami przeciwników jest mały zasięg, długi czas ładowania oraz wysoki koszt zakupu. I trudno się z nimi nie zgodzić.
Ładowarka co 60 km
Na nieduży zasięg receptą ma być gęsta sieć ładowania, która pokryje teren całej UE. Na drogach transeuropejskiej sieci transportowej już za trzy lata stacja ładowania ma być co 60 km. Póki co, należy rozważnie planować długą podróż przewidując postoje w miejscach, gdzie auto można podłączyć do prądu.
Elektryki już teraz dobrze sprawdzają się w miastach – zasięg na poziomie 200-300 km w zupełności wystarcza na bezstresowe przemieszczanie się. W dodatku niektóre samorządy – jak wrocławski – oferują możliwość legalnej jazdy buspasami, co w godzinach szczytu znacznie skraca czas podróży.
„Elektryk” z drugiej ręki?
Idealnym ekologicznym połączeniem jest własna elektrownia i samochód na prąd. To rozwiązanie nie dla każdego, ale właściciele domków z instalacją fotowoltaiczną ładują swoje auta za darmo i to zieloną energią. W takiej sytuacji koszt użytkowania elektryka jest bardzo niski, a jego wyższa cena szybko się zwraca.

Samochód elektryczny czy wodorowy daje też gwarancję, że będziemy mogli swobodnie wjeżdżać do centrów wszystkich miast, nawet tych, które wprowadziły lub wprowadzą strefę czystego transportu, czyli obszar, po którym mogą się poruszać tylko samochody najmniej szkodzące środowisku.
Rynek wtórny samochodów elektrycznych dopiero się kształtuje i bardzo ciekawe, jak będzie on wyglądał za dekadę czy dwie. Najdroższym elementem „elektryka” jest jego bateria, której wydajność z czasem spada. Wymiana może być nieopłacalna. Czy auto na prąd ze słabą baterią będzie w cenie dzisiejszego spalinowca, w którym silnik nadaje się do wymiany? Trudno przewidzieć tym bardziej, że kolejną niewiadomą jest, jak rozwinie się sieć serwisowa, jakie będą ceny baterii w przyszłości, czy powstanie bogaty rynek dobrych baterii z aut powypadkowych?
Lepszy wodór od elektrycznej wtyczki?
Ze względu na znacznie większy zasięg, krótki czas tankowania, niezwykle rokujące są samochody wodorowe. Ich zasada działania jest właściwie taka sama, jak „elektryków”. To samochody elektryczne, ale z własną elektrownią. Wykorzystywany jest proces odwróconej elektrolizy wody.
Zatankowany wodór trafia do ogniw paliwowych, gdzie występuje reakcja łączeniu jonów wodoru w anodzie z tlenem w katodzie. Brzmi dość groźnie, ale efektem połączenia wodoru z powietrzem jest woda, natomiast przepływ elektronów pomiędzy elektrodami wytwarza energię elektryczną. Ta energia ładuje niewielką baterię, która to napędza silnik elektryczny.
Tylko co piąty kilowat jest zielony
Na niekorzyść samochodów elektrycznych w Polsce działa również nasz miks energetyczny. W minionym roku 79 proc. prądu wytworzyliśmy z kopalnych źródeł, co wiąże się z emisją CO2. Mówiąc w uproszczeniu, statystyczny samochód na prąd w 4/5 zasilany jest dzięki spalaniu węgla. Na razie, bo udział OZE w polskim miksie energetycznym nieustannie rośnie.
Zwolennicy „elektryków” jednak podkreślają, że takie auta nic nie emitują w centrum Wrocławia, nie szkodzą mieszkańcom, a powietrze zanieczyszcza elektrownia obok Opola. W przypadku samochodów wodorowych sprawa też nie jest oczywista. Do wytworzenia go potrzeba dużo energii i jeśli miałaby być pozyskiwana przez spalanie węgla, to cały proces z ekologicznego punktu widzenia mijałby się z celem. Lepiej byłoby już pozostać przy spalinowcach.
Z tego powodu instalacje do wytwarzania wodoru, również te powstające w Polsce, są skojarzone z zielonymi elektrowniami – fotowoltaicznym i wiatrowymi. W przypadku takich rozwiązań mówi się o „zielonym wodorze”. Tankowanie takiego przynosi pożądany efekt ekologiczny.
Nie wiadomo, jak będzie, ale na pewno zielono
Obecnie mówiąc o samochodach zeroemisyjnych obracamy się wokół napędu elektrycznego, który zasilany jest poprzez naładowanie akumulatora prądem z sieci lub wytworzonym przez ogniwa wodorowe.
Jakie auta będziemy mieć do dyspozycji po 2035 roku? Może królować będą „elektryki” zbliżone do tych obecnych, ale z zasięgiem tysiąca kilometrów uzyskiwanym po kwadransie ładowania? Za 12 lat wszystko będzie jasne. Jasnozielone.